Koncert jak zwykle super, wyszalałam się i mogę dalej udawać spokojnego, zrównoważonego człowieka... A nie półnagiego neandertalczyka (no co, gorąco było). Moja zwykle mało żywiołowa gotycka dusza została porwana przez punrockowe rytmy.
Trzeba było długo czekać na Analogsów, ale w doborowym towarzystwie czas leci szybko. Jak zwykle myślałam, że Milena spotkała jakichś znajomych - ale nie, ona tak gada z nowopoznanymi ludźmi. Chyba, że uznać za znajomego kogoś, kogo spotkało się w kolejce po piwo 10 minut wcześniej. Za to ja miałam nieoczekiwane spotkanie z koleżanką Olgi:
Trzeba było długo czekać na Analogsów, ale w doborowym towarzystwie czas leci szybko. Jak zwykle myślałam, że Milena spotkała jakichś znajomych - ale nie, ona tak gada z nowopoznanymi ludźmi. Chyba, że uznać za znajomego kogoś, kogo spotkało się w kolejce po piwo 10 minut wcześniej. Za to ja miałam nieoczekiwane spotkanie z koleżanką Olgi:
- Hej, ja cię skądś znam.
- Kupowałam u ciebie modem!
- O właśnie, a może chcesz konto za zero?
Teraz wiem, że jak do Orange, to tylko do Pauliny, która także ukrywa rockowe klimaty z powodu społecznie przyjętego dress-code w miejscu pracy... ;)
W międzyczasie Farben Lehre grało covery starych, punkowych przebojów, które nie były mi znane, za to Milena wykazywała się znajomością dziwnych tekstów o defektach mózgu i spodniach z gieesu. Ja dawałam Oldze od czasu do czasu powąchać piwo, żeby nie było jej smutno. Albo właśnie żeby było jej smutno jeszcze bardziej.
Już myślałam, że to będzie kolejny koncert spędzony przy samych barierkach, gdzie udało mi się stać przez trzy pierwsze piosenki. Z wdziękiem podskakując i ekhm śpiewając nie zwróciłam uwagi, co się dzieje za mną, a ponoć Milena wytargała za kłaki jakąś dziewczynę, ponoć w mojej obronie. Musiałam niestety zrejterować i oddać zaszczytne miejsce przy barierkach naszemu koledze z kolejki do baru. To znaczy, Olga osobiście przyszła mnie stamtąd wyciągąć.
Dalsza część koncertu przebiegła równie energicznie, niestety, żadna ofiara nie nawinęła się pod moje glany. No cóż, jak się jest pozerem i nie zna się piosenek, to trzeba stać jak pizda pod ścianą :P
W drodze powrotnej jechałam w olgowym bagażniku, gdzie był bardzo wygodny kocyk, miski i tak dalej. Sporo sierści. Milena oczywiście nie mogła bez żadnych przygód przejść 100 metrów na dworzec, więc ukradła bombkę z miejskiej choinki przed MTP. Już myślałam, że będzie OK, skoro usadowiłam ją na przystanku nocnego autobusu. Ale nie. Przyszedł dziwny "żul" i najpierw wysępił od Mileny fajkę (a raczej ta powodowana swą dobrocią, po prostu go poczęstowała), dosiadł się i zaczął narzekać na swe ciężkie życie (173 dni na dworze, normalnie odlicza niczym ja do wiosny). Jego bajeczki niestety nie podpierały markowe buty i skarpetki pumy oraz brak specyficznego aromatu. Na szczęście szybko sobie poszedł. Dżizas.
W domu szybko do spania i rano do pracy... ufffff...
No i jestem teraz chora. ;P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze na moim blogu