Majówka turowska

    Jak zwykle, Milena postarała się, aby żaden z gości nie był znudzony ani zawiedziony poziomem zapewnianej rozrywki. Jeśli nie widziałeś człowieka z własnej woli kładącego się w ognisko, to nic nie widziałeś.

Fire cannot kill the dragon.

    Grill grillem, karkówka zjedzona, skrzydełka obgryzione, ale było nam jeszcze za mało. Rozpaliliśmy wielkie ognisko, ponieważ noc jest ciemna i pełna strachów. Tak naprawdę, noc była pełna wrzasków Emila, który koniecznie domagał się powrotu swojej żony do domu. Żona jednak nie kwapiła się do powrotu do kłótliwego małżonka, przekładając nasze towarzystwo nad rozentuzjazmowanego pijaka. Emil jednak nie mógł ścierpieć takiej samowolki i zachowywał się bardzo nieładnie. Dlatego nasi obrońcy wzięli delikwenta za szmaty i lekko - ku przestrodze! - poturbowawszy, wystawili za bramę podwórka. Ten jednak był uparty i wielokrotnie próbował forsować bramę.
       Przylazł po raz kolejny i chcąc dowieść swej odwagi, determinacji i niezłomności, zapytał:
- I co, mam się położyć w to ognisko?
- A się kładź - mruknął ktoś.
  No to się położył.
  Na jakieś trzy sekundy.
     Ponieważ nikt nie wyraził chęci skoczenia za nim w ogień, wyturlał się. Powiedział "ała ała", a koszulka buchnęła płomieniem. Milena uprzejmie zgasiła ogień butem, a Klaudia ze stoickim spokojem wylała na niego odrobinę piwa, jakby codziennie ratowała męża próbującego dokonać samospalenia. Ponieważ ciągle nikt go nie żałował, podniósł się z popiołów niczym Feniks i umknął w noc, aby zadzwonić na policję, że go biją, podpalają i cholera wie, co jeszcze. 
     I tak oto narodziła się legenda Emila Niespalonego, Pierwszego Tego Imienia, Zrodzonego w Burzy Spirytusu. Chciałabym dodać, że legenda kończy się dobrze, niestety obawiam się, że Emil (Niespalony, Pierwszy Tego, bla, bla, bla) będzie jeszcze niejednokrotnie na językach starych pierduśnic z Turowa...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze na moim blogu