Ognisko, którego nie było.

   Umówiłyśmy się z dziewczynami na wieczór u Olgi. Wszystko było już dogadane, ale ze pogoda sprzyjała, Heniu i Olga wyszły z propozycją zrobienia ogniska. Nie ma sprawy. Nauczona doświadczeniem postanowiłam wziąć klocek drewna z piwnicy, aby mieć chociaż jeden kawałek suchego drewna. No i taszczę ten klocek autobusem, zastanawiając się, jaką minę będzie miał kanar, jak zażąda ode mnie biletu, a ja będę wygrzebywać portfel spod kawałka pniaka. 
   I czekam na przystanku, aż dzwoni do mnie Dorota.
- Ty, jedziesz już?
- No jadę, czekam na 91. 
- Ty, bo nie jedziemy jednak do Henia, nie robimy ogniska. 
- No weź, ja tu drewno do lasu wiozę!
- No niby tak, ale ja tam z dzieckiem po nocy siedzieć w krzakach nie będę, Oldze też się nie chce, będziemy siedzieć u niej. No to daj znać Heniowi, co i jak.
- Ok.

    Oczywiście w natłoku słów Doroty (to jej normalny sposób komunikowania się z otoczeniem), umknęła mi informacja o tym, że Heniu czeka u siebie na mnie. No i po jakichś 20 minutach Heniu dzwoni, że gdzie ja jestem? No to żeśmy się dogadały.

    Klocek został u Olgi. Bardzo gustowna ozdoba stołu, taka sztuka nowoczesna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze na moim blogu