Tak właśnie wygląda letni, gorący dzień w początkach swego istnienia. Mało jest na świecie przyjemniejszych rzeczy niż droga przed tobą o wczesnej porze. Zatem pozwolę sobie na chwilę zamilknąć i wspomnieć budzący się dzień nad Solinką...
![]() |
Pomnik upamiętniający katastrofę lotniczą z 1991 r. TAK, to TEN pomnik, który mieliśmy minąć pierwszego dnia. W KOŃCU GO ZNALAZŁAM. |
Do Bacówki pod Honem dotarłam w południe, po kilkunastu kilometrach konnym szlakiem z Kalnicy. Po takim wycisku pozwoliłam sobie paść i zasnąć, chociaż nieznane ścieżki kusiły... Po jakimś czasie dotarł do mnie z Wetliny Tomek, który specjalnie mnie ścigał, aby oddać mi pozostawiony w Schronisku Młodzieżowym kubeczek. Następnego dnia wybraliśmy się jeszcze nad Solinę, niejako z poczucia obowiązku, bo jak to "być w Bieszczadach i nie widzieć tamy". Trochę to było absurdalne, takie... polskie morze w górach. Wesołe miasteczko, smażalnie ryb, ludzie w strojach kąpielowych chodzący po uliczkach. Na dobitkę festyn chrześcijański - musiałam uciekać przed aniołem na szczudłach. (Po czasie żałowałam, że nie wzięłam na pamiątkę chorągiewki z napisem "Kocham Jezusa").
![]() |
Zalew powstał poprzez zalanie kilku wsi, których mieszkańców wysiedlono. Prace rozpoczęto dopiero długi czas po tym, jak zmuszono ich do opuszczenia swoich gospodarstw. Gdzieś czytałam poruszający reportaż na ten temat i mój mózg styknął dopiero, gdy stanęłam na tamie XD |
![]() |
Widok Z tamy. Co ciekawe, nie ma chyba żadnego miejsca udostępnionego dla turystów, z którego mogli by podziwiać tamę z dołu - a widok musi być imponujący. |
Nie zabawiliśmy długo nad Zalewem, bo trzeba było ruszać na pociąg do Rzeszowa. I wiecie co? Nie było miejscówek XD Na szczęście nie musieliśmy spędzić całej nocy na podłodze. Zaledwie, bo ja wiem... 5 godzin. Po tym, jak bardzo nafukany tatusiek ucieszył się, że ktoś inny ma miejscówkę w przedziale dla rodzin z dziećmi (nie, żeby tatusiek nie miał gdzie usiąść ze swoimi bachorkami, tak sobie fukał dla zasady, żeby swoją ojcowskość i samczość podkreślić XD).
I tak oto nieco zesztywniała po nocy spędzonej na podłodze (co prawda Tomek nadmuchał kawałek materaca :-D) wysiadłam z pociągu w Poznaniu, zakończywszy ten szalony trip. Bardzo chciałabym jeszcze tam wrócić na te dziksze, mniej uczęszczane szlaki... o ile do tego czasu ktoś opatentuje spray na niedźwiedzie...
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze na moim blogu