CHALLENGE ACCEPTED


Sprowadzanie koni z łąki lvl CIUCHCIA

   Po odłowieniu tych osobników puściłam je na lonżownik, żeby były pod ręką. Patrzymy z Heniem, bo to miły widok, takie pasące się konie. Nagle Grażyna podchodzi do Stefana i... zaczynają się wzajemnie drapać po szyjach. (Przypomnę, iż ona darzy go szczerą niechęcią graniczącą z nienawiścią). Patrzyłyśmy zdziwione na ten nieoczekiwany przejaw sympatii. Czyżby Grażynie słoneczko przygrzało za mocno?
   W końcu kłapnęła na niego zębami. I wszechświat wrócił do normy.
   Nikt nam w to nie uwierzy, nikt.

    W końcu przyjechał weterynarz. Co jak co, ale podstawą jest weterynarz obeznany z memami.
- Jak się ten koń nazywa?
- No... Grażyna.
- A macie jakiegoś Janusza? :-D

   Osłuchał, obejrzał, zajrzał do środka i na szczęście stwierdził tylko przeziębienie. Za to ja będę musiała zostać jutro mistrzynią zapierdolu i od rana wypłacić kasę na siodło, odebrać leki z apteki, dojechać do stajni, zaaplikować miksturę Grażynie i Stefanowi, a to wszystko przed pracą na 10:00.
TO JA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze na moim blogu