Wierna czytelniczka zirytowała się, dlaczego nie ma notki od dwóch dni. Oczywiście, sama nie napisała, ale tak to jest - w cudzym oku źdźbło widzi, a belki we własnym nie. :p
W piątek byłyśmy u Kasi. Pierwsze co, to rzuciłam się zająć bujany fotel, żeby Milena mnie nie podsiadła. (Milena miała swój własny bujak, ale się rozwalił, bo był nieszczerze dany.) Ale fotel... był już zajęty przez urocze, puszyste, wielkookie stworzenie, które zapytało:
- Mrururu?
![]() |
Pozwoliłam sobie ukraść zdjęcie z fb Kasi. |
Pierwszy raz spotkałam kogoś, kto mniej ogarniał kuchnię niż ja. WŁASNĄ kuchnię. (Przeciwieństwem tego zjawiska jest Agata, która przychodzi po dwóch latach do cudzej kuchni, a i tak wie, gdzie co jest). Dzięki temu ja wyszłam na wielce zaradną i utalentowaną kulinarnie. Oczywiście, wyśmienite jak zawsze gofry tylko potwierdziły to wrażenie. Zapanował powszechny zachwyt i mlaskanie, więc tak połechtana mogłam zasiąść w fotelu i wysłuchiwać różnych ciekawych opowieści. Rzecz jasna, nie może być babskiego wieczoru/grilla/imprezy/święta bez mojej ulubionej opowieści o dzyndzlu. Ta opowieść jest jak wino, im starsza, tym lepsza. Słownik definiuje:
Kliknęłabym w google grafika, ale trochę boję się tego, co mogłabym zobaczyć. A co się zobaczyło, to się nie odwidzi. Były też opowieści makabrycznej i ciężkiej treści (jakby dzyndzel był mało szokujący!), ale na szczęście co jakiś czas wpadał Artur łagodzić klimaty. Nie wyspałam się, bo Milena walała się po całym łóżku, naruszając nietykalność mojego śpiwora. Parę razy musiałam zastosować ciosy kung-fu, aby jej przypomnieć, że aktualnie nie śpi z Kubą. Zarzucenie nogi na biodro to może dla Kuby miła pieszczota, ale mi grozi poważnymi urazami w obrębie obręczy miedniczej.
Rano wysłuchałyśmy minikoncertu na pianinie w wykonaniu Kasi. Kasia uważa, że talent muzyczny można w sobie odkryć, nawet jeśli człowiek się go nie spodziewa. Na szczęście musiałam wyjść na tramwaj, zanim zaczęły odkrywać talent muzyczny Mileny.
Dziś lonżowanie na wietrze = orka na ugorze. Fakt faktem, Blanka próbowała w pewnym momencie zaorać mną maneż, ale ma się te sposoby, he, he.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze na moim blogu